Wczoraj rano było mi bardzo ciężko... Napisałam intencję z prośbą o wsparcie modlitewne. Po kilku godzinach wszystko nieco się uspokoiło i skomentowałam intencje w taki oto sposób:
"Wiecie, co? Nie zgadniecie.
To była walka duchowa. Zły nieźle musiał się na mnie wściec... Wczoraj wieczorem 1) po Wieczorze Chwały, 2) w Mc opowiadałam entuzjastycznie, zachwycona o Medjugorie, żebyśmy tam pojechali wielką ekipą, 3) potem dodałam post o Medju na swojej tablicy, 4) wysłałam koledze linki, żeby mógł sobie pobrać ten film o Medju "Ostatnie wezwanie", 5) rano wysłałam go przyjaciółce. Na bank się wściekł. Wszystko się uspokoiło po paru godzinach, olśniło mnie, że to o to mogło chodzić, a Pan Bóg się zgodził na te trudności, być może dlatego, że wiedział, że teraz już wiem, jak ważna jest ta cała sprawa z Maryją! I, że teraz już będę działać bardziej świadomie :) Nadeszła stabilizacja, spojrzałam na zegarek, kilka minut wcześniej wybiła 15:00. Godzina Miłosierdzia <3
Jest w porządku, teraz jeszcze miałam wspaniały radosny wieczór z przyjaciółką :) Także tyle ode mnie, bardzo dziękuję Wam za wszystko, bo Pan Bóg dawał mi coraz więcej sił, a teraz jestem szczęśliwa. Generalnie jestem stabilna emocjonalnie i zrównoważona psychicznie i nie miewam takich huśtawek :) Stąd moje zaniepokojenie."
I wydawałoby się, że wnioski są już wyciągnięte, sprawa czasowo zamknięta.
Ale miałam pewien sen, który jestem pewna, że nie był przypadkowy (czasami po prostu mam taką pewność zwłaszcza, że pytałam pewną charyzmatyczkę, organizatora Przystani z Jezusem o pewien sen- powiedziała, żebym zapisywała sny i Bóg będzie do mnie przez nie mówił):
Graliśmy na Wieczór Chwały, była próba...wszyscy ćwiczyli, w jakimś korytarzu. I było wszystko w porządku, wręcz cudownie, ładnie, potem pociąg/tramwaj ruszył i jechaliśmy rozkładać ulotki o wieczorze na różnych stacjach. Potem usłyszałam radiowy głos, jak mężczyzna komentuje, że chłopcy biją innego chłopca... I wyszłam za róg, a tam trzech chłopaków naparzało takiego małego, który był biedny skulony na ziemi, jakby z połamanymi nogami... jak niepełnosprawny. Wybiegłam im naprzeciw krzyknęłam, żeby go zostawili, na początku się przestraszyli, ale nie odpuścili tak łatwo... Później byłam już tylko ja i oni bez tego biednego chłopaka, warknęłam na nich, tak jak jakiś lew...I w tym momencie ja i taki ich główny buntownik- wyciągnęliśmy do siebie ręce- ja jedną w górę o Ducha Świętego, a drugą tak jakby w stronę tego chłopaka, modląc się za niego, wręcz miałam w głowie przekonanie, że błogosławiąc go. On ciskał we mnie przekleństwami i pamiętam, że bardzo bolał mnie kręgosłup w jednym miejscu i myślałam, że on mi go złamie... Pomyślałam: "Jeśli oddam się w pełni Bogu, jeśli wszystko, co we mnie, każda sfera, będzie należała do Niego- to nie będzie takiej, którą tamten będzie mógł zaatakować i wygrać" (kiedyś chyba na rekolekcjach na Hali Gołasia usłyszałam, że jeśli wszystkie nasze sfery będą należały do Niego, to w Imię Jezusa Chrystusa będziemy mogli wyrzucać złe duchy) i wtedy zaufałam na maksa...Ból kręgosłupa minął, zwyciężyłam. Ci chłopcy nagle się przestraszyli i zaczęli uciekać, usłyszeli jakiś ryk... I wtedy do mnie dołączyli "nasi" ludzie, mówiąc, że musimy szybko się schować w takim pomieszczeniu (a w ogóle to był zamek, taki kamienny) i schowaliśmy się, ale oni mieli wątpliwości, czy smok (ogromny i czerwony, taki jak z Hobbita) nas nie wyczuje, bo jedne drzwi się nie zamykały. I schowaliśmy się... Smok przez okno wsadził swój język (taki z rozdwojoną końcówką, który wysuwają węże, gdy chcą wyczuć wroga) i wyczuł nas... wtedy ja szybko przeszłam przez jedne drzwi, żeby mnie nie dosięgnął. A potem znowu wróciłam do pomieszczenia pierwotnego- smok zawył z wściekłości...a mi już tak szybko serce biło, że się obudziłam...
Co mnie najbardziej uderza?
Psalm 71
1 W Tobie, Panie, moja ucieczka,
niech nie doznam wstydu na wieki;
2 wyrwij mnie i wyzwól w Twej sprawiedliwości,
nakłoń ku mnie swe ucho i ocal mnie!
3 Bądź mi skałą schronienia
i zamkiem warownym, aby mnie ocalić,
boś Ty opoką moją i twierdzą.
4 Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca,
od pięści złoczyńcy i ciemiężyciela.
Rozdział 18, Księga Przysłów :
10 Potężną twierdzą jest imię Pana,
tam prawy się schroni.
12 rozdział Apokalipsy:
3 I inny znak się ukazał na niebie:
Oto wielki Smok barwy ognia (...)
11 A oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka
i dzięki słowu swojego świadectwa
i nie umiłowali dusz swych - aż do śmierci.
12 Dlatego radujcie się, niebiosa i ich mieszkańcy!
Biada ziemi i biada morzu -
bo zstąpił do was diabeł,
pałając wielkim gniewem,
świadom, że mało ma czasu.
13 A kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię,
począł ścigać Niewiastę, która porodziła Mężczyznę. (...)
16 Lecz ziemia przyszła z pomocą Niewieście
i otworzyła ziemia swą gardziel,
i pochłonęła rzekę, którą Smok ze swej gardzieli wypuścił.
17 I rozgniewał się Smok na Niewiastę,
i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa,
z tymi, co strzegą przykazań Boga
i mają świadectwo Jezusa.
18 I stanął na piasku [nad brzegiem] morza.
Jakoś tak wszystko układa mi się w logiczną całość. I jeśli Bóg naprawdę tego chce, i będzie temu błogosławił, to ja wstępnie już dzisiaj, planuję wyprawę (pewnie autostopem) do Chorwacji w następne wakacje, ale najważniejszym celem jest... Medjugorie <3 Oczywiście Was wszystkich zapraszam! Jeśli Szustak może sobie pojechać ze wspólnotą na Marsylię na stopa, to i my możemy :)
Skoro się wścieka ten smoku, to chyba gra jest warta świeczki...
CHWAŁA PANU! <3 :)