piątek, 10 kwietnia 2015

Jedna myśl


11 KWIETNIA


Bądź mocno przekonana, że im bardziej wzmagają się ataki wroga, tym bliżej duszy jest Pan Bóg. Zastanawiaj się nad tymi słowami i pozwól, aby dogłębnie przeniknęła cię ta wielka i pocieszająca prawda (Epist. III, s. 414).


A to ciekawe. Zastanowiłam się nad tymi słowami, jest w nich głębszy sens, gdy tak przemyślę miniony dzień. Najpierw problem ze wstaniem, później bolesne pobranie krwi, prawie stres, że nie zdążę od lekarza do pracy, spóźnienie o godzinę, krwotok z nosa, palące słońce z lodowatym wiatrem, zasypianie na ławce na spacerze, smutna prawda o przepłaceniu za bilety, możliwość dłuższego pobytu w ośrodku, płaczące, biedne maluchy w recepcji, brak zupy dla mnie, aż po próby manipulacji złego moją zazdrością psa ogrodnika o innych mężczyzn, a także złość, smutek i rezygnacja, że mój Ukochany jest chory, być może się ze mną za kilka dni nie spotka i czeka nas trzytygodniowa rozłąka, oraz że jest tak daleko ode mnie. Niemiłość do niego w oschłych słowach i tonie.

Pan blisko jest! :) 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Fifty shades

Chciałabym opisać, jak pięknie i mocno Pan do mnie przemówił podczas ostatnich 12 godzin. Dzisiaj jest Poniedziałek Wielkanocny. 

Miałam wątpliwości wczoraj co do czystości okazywanej sobie nawzajem czułości z moim ukochanym. Przecież to tak łatwo się zgubić, granica nie jest sztywna, a płynna. Przeczytałam kilka artykułów w internecie, które mi rozjaśniły nieco w głowie, ale poprosiłam Boga o znak, cokolwiek. Przed snem rozważałam tekst z podręcznika Seminarium Odnowy Wiary w Duchu Świętym. Jestem opóźniona względem reszty ludzi i muszę nadrobić nieco, ale chyba też nie bez powodu wczoraj trafiło mi się akurat TO rozważanie... 

I was, umarłych na skutek występków i nieobrzezania waszego /grzesznego/ ciała, razem z Nim przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża. (Kol 2, 13-14).

Później dostałam swój znak, o który prosiłam. Miałam sen. Był to jeden z tych snów, po których mam pewność, że coś oznaczał. 

Weszłam do przyciemnionego pokoju. Na ziemi leżała książka 50 twarzy Greya. Miała czarną okładkę i jasne napisy. Pomyślałam, że musiała wypaść z półki. Chciałam ją przeczytać. Myślałam sobie, że przecież może nie jest wcale taka zła, że przeczytam i sama ocenię, że nie ma w tym nic złego. Przypomniały mi się wtedy także sceny z teledysku, a nie wszystkie były czemukolwiek winne... A wygląd dziewczyny? Także niewinny... Zamierzałam ją przeczytać później, ale zajrzałam do środka. Odłożyłam na półkę, na jej miejsce. Kiedy następnym razem wróciłam do pokoju, książka wypadła z półki na moich oczach, chociaż nie miała prawa wypaść. Wtedy wiedziałam już, że to pokusa złego i że tak jawnie działa na moich oczach... 


Wystraszyłam się nieco i zaczęłam modlić. W pokoju był Bartek lub Weronika, albo nawet oboje. Modliłam się na głos do Jezusa. Mówiłam, żeby nas chronił, że jest naszą tarczą, że umarł na krzyżu za nasze grzechy, że właśnie zwyciężył i zmartwychwstał, pokonał grzech. Wiedziałam, że muszę później iść do księdza. Byłam w pomieszczeniu obok i coś robiłam... W pewnym momencie dzwoni do mnie Bartek i mówi, żebym przyszła do nich, bo dzieją się paranormalne rzeczy. Wchodzę do pokoju, a tam miga światło. Zaczęłam się znowu modlić do Jezusa, wiedziałam, że On ma moc nad tym złem. Mówiłam, żeby nas chronił i panował w tym miejscu. Miganie się skończyło. Co za moc modlitwy! Wtedy bez żadnych ceregieli pobiegłam szukać księdza Pawła. Znalazłam go, on nie był zbytnio zainteresowany sprawą, nie miał czasu- tylko 13 minut. Było już bardzo późno, ciemno. Obok krąg harcerzy śpiewał na dobranoc piosenkę. Ksiądz był bierny i nie mógł zrobić nic. Zastanawiałam się, czy aby się nie wystraszył tego, że nasz pokój jest chwilowo nawiedzony... Wróciłam do pokoju. Książka leżała na obrotowym krześle Weroniki, wsuniętym pod biurko. Spytałam, czy ją czytała, czy ją tam położyła. Odpowiedziała, że nie. Wtedy wzięłam książkę i powiedziałam, że musimy ją wyrzucić, choć zaraz zmieniłam zdanie - spalić, bo inaczej ktoś inny może ją zacząć czytać. Wtedy niewidzialna siła zaczęła mi zdejmować spódnicę. Weronika wszystko widziała. Siła nie była powalająca, a moja modlitwa od razu wszystko uspokoiła. W Imię Jezusa Chrystusa zaczęłam wyrzucać złe duchy z tego miejsca. Wtedy się obudziłam. Co jest jeszcze ciekawe? Że pomiędzy kolejnymi scenami budziły mnie smsy od znajomych, a ja zasypiałam dalej, czując, że muszę dowiedzieć się, co stanie się dalej. Sen był kontynuowany. To niesamowite, że tak realistycznie Pan do mnie przemówił, tak żywo i konkretnie, dobierając przy tym bardzo konkretne narzędzie metaforyczne, jakim była akurat TA książka... 

Dzisiaj dla świętego spokoju mam zamiar iść do spowiedzi. Ale cóż jeszcze Pan Bóg za moment mi powiedział poprzez Słowa Ojca Pio na każdy dzień?

6 kwietnia
Nie wysilaj się, by zwyciężyć swoje pokusy, ponieważ ten wysiłek umocniłby je [tylko]; gardź nimi i nawet się nad nimi nie zatrzymuj! Wyobrażaj sobie ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa w twoich objęciach i na twojej piersi, a całując wiele razy ranę Jego boku, mów: Oto moja nadzieja, oto żywe źródło mojej szczęśliwości! O mój Jezu! Będę Cię mocno trzymać i nie puszczę tak długo, dopóki nie postawisz mnie w bezpiecznym miejscu (Epist. III, s. 570).

Tak pięknie ujęte! Można nadchodzącą pokusę zamienić w piękno trzymania Jezusa w swoich objęciach, krótkie wezwanie Go, i triumf nad każdą pokusą, tak jak w moim śnie... <3

Czy to wszystko nie składa się pięknie z czasem Zmartwychwstania? Czy te pokusy i upadek nie wystarczyły Bogu do tego, by mogła się objawić Jego Chwała i Moc? :) 

Dzięki Mu za to wszystko +