Jakiś czas temu zobaczyłam ogłoszenie kolegi na stronie wspólnoty o panu Janku. Znów potrzebuje wsparcia i pomocy. Można powiedzieć, że go znam, już kiedyś organizowaliśmy mu zbiórkę żywności, byłam u niego w domu dwa razy. I nie mam teraz pieniędzy. Żyję na minusie (-kilkaset zł). Po raz pierwszy w przeciągu moich 4 lat studiów jest tak ciężko materialnie teraz. Ale chciałam pomóc, bo miałam w głowie wdowi grosz... To było pragnienie, by totalnie zaufać Bogu- nie przejmować się niczym. Nawet pieniędzmi. Przecież naprawdę są ludzie, którzy mają jeszcze mniej i potrzebują ich bardziej. Wysłałam pieniądze, które miałam na koncie (coś ponad 12 złotych). Potem westchnęłam do Boga: "Boże, szukam pracy od około tygodnia i nic nie znalazłam. Może Ty mi pomożesz? Przecież wiesz, ile potrzebuję". Chwilę później weszłam na portal niania.pl i pierwsze ogłoszenie na górze, które mi się wyświetliło- było niemalże idealne (w przeciwieństwie do kilkudziesięciu poprzednich, które zdążyłam podczas tego tygodnia przejrzeć). Mama tego chłopca już do mnie dzwoniła i jesteśmy umówione na rozmowę, ale jak nic niespodziewanego się nie wydarzy, to już chyba będzie ok...
Historii ciąg dalszy:
Poszłam na rozmowę. Pomodliłam się do Maryi, by przyszła podczas niej do serca mamy tego chłopca, jako że Ona jest najwspanialszą Mamą :) Poza mną było jeszcze 6 innych osób na to miejsce- bardzo chciałam zwątpić- pomyśleć, że jest na pewno wiele lepszych osób ode mnie- nie mam żadnych papierków, uprawnień i w dodatku to moja pierwsza praca w takim charakterze. Jednak mimo wszystko czułam w sercu nadzieję - czułam się trochę jak szaleniec, który jest zaślepiony, gdy się jej oddawałam. Najpierw zadzwoniła do mnie :) Dostałam tę pracę i jest pięknie! :)
Chwała Panu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz