poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Oto ja, służebnica Pańska

Podczas Mszy Świętej na Jasnej Górze, chyba po raz pierwszy w życiu tak bardzo mocno zaczęłam tęsknić za Bogiem. Płakałam. Nie z powodów czysto przyziemnych, że wędrówka już minęła, że ból odchodzi, że przecież było tak ciężko, a teraz nadszedł moment oczyszczenia z tego napięcia. Tym razem płakałam z innego powodu. Czasem zdarza mi się to, gdy dzieje się coś pięknego wokół, gdy tęsknię za czymś, co jest ulotne. Tym razem z oczu leciały mi łzy, ponieważ czułam w sobie ogromną miłość i tęsknotę do Boga, tak wielką, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Wielkość tęsknoty nie polegała na sile. Tak jak na przykład czasami niektórzy ludzie tęsknią za innymi w destrukcyjny dla siebie sposób. Niezdrowa tęsknota. Nie... Jej wielkość polegała na tym, że mojej tęsknocie towarzyszyło zaufanie Bogu, że wszystko będzie dobrze, by pozwolić Jemu działać. Po raz kolejny na tej pielgrzymce oddałam się Jemu, prosząc bym mogła być przedłużeniem Jego rąk. Ta tęsknota była wielka, ponieważ była otoczona spokojem i miłością. Była wielka, bo była tęsknotą za życiem w Niebie, z naszym kochanym Tatusiem. Wydaje mi się, że nigdy jeszcze nie doświadczyłam takiej tęsknoty za Życiem Wiecznym. Zawsze chciałam iść do Nieba, jak każdy wierzący Chrześcijanin -jednak zawsze było jakieś „ale”, a za tym wyrazem, słowo: „później”. Największym moim „ale” było pragnienie posiadania dziecka, lub najlepiej od razu pięciorga dzieci. „Panie Boże, chcę do Nieba, ale proszę, daj mi najpierw urodzić dzieci...”, „Zrobię wszystko, by pójść do Nieba, ale Boże kochany, jeszcze tyle muszę tutaj uczynić na tej ziemi, i uczynię przecież, w Imię Twoje!”. Tym razem jednak w moim sercu królowały słowa: „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Jest to postawa, która dojrzewała we mnie od samego początku pielgrzymki. Codziennie cała grupa pielgrzymkowa modliła się modlitwą różańcową. Każdego dnia mieliśmy okazję wrzucić karteczkę z napisaną przez siebie intencją, która później była odczytywana. Prosiłam o to, by w moim życiu wypełniała się wola boża, bym stała się pokorną służebnicą. W momencie dotarcia na Jasną Górę czułam, że jestem Mu oddana. Bóg mnie wysłuchał. Za wstawiennictwem Maryi sprawił, że stałam się bardziej podobna do niej. Czułam się piękna, kochana i taka... bezpieczna. Miałam przeświadczenie, że już nic mi nie grozi. W końcu przecież dotarłam do naszej Najświętszej Mamusi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz