poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Początek

Nigdy nie pomyślałabym, że mogłabym pisać. Nie wiem, co za chwilę zostanie wystukane spod moich palców, nie mam również pojęcia, jaki kształt przybierze moje przesłanie. Ta niepewność intryguje. Pan Bóg po raz pierwszy wlał pragnienie napisania czegoś dłuższego w moje serce podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Nie negowałam tego pragnienia, pozwalałam mu swobodnie dojrzewać. Odzywało się we mnie za każdym razem, kiedy czułam Boga tuż obok -podającego rękę, kiedy czułam Jego obecność w sobie, w innych ludziach. Czułam, że to działanie jest takie piękne, pełne miłości... za wszelką cenę nie chciałam utracić wspomnień o każdym małym działaniu Boga w moim życiu. Na początku nie dowierzałam temu natchnieniu -po prostu nie czułam się na siłach, by cokolwiek napisać. Przyczyną tych odczuć były różne zranienia zadane na mojej ścieżce edukacyjnej, a zwłaszcza jedno z nich. Nauczycielka przedmiotu „Wiedza o kulturze” skomentowała kiedyś moją pracę. Uznała, że nie potrafię pisać i że w przyszłości będę miała z tym problemy. Przyjęłam to jako wyrok, nakleiłam sobie na twarz kolejną małą naklejkę z epitetem przyznanym uroczyście przez kogoś obcego. Kolejną naklejkę, która zasłaniała na wiele lat moją prawdziwą twarz, moje prawdziwe piękno. Takie słowa zapadają w pamięć bardzo głęboko, a później człowiek ograniczony ich echem ogranicza również własne działania, pomijając swoje możliwości! Zamyka siebie w sztywnych ramach ludzkich słów i boi się wychylić poza ich granicę. Kiedy klęczałam na mszy świętej przed Cudownym Obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, pragnienie pisania w owym czasie osiągnęło punkt kulminacyjny. Licytowałam się w myślach z Panem Bogiem przez chwilę, najdelikatniej jak umiałam.

- Przecież ja nie jestem najlepsza w pisaniu...

- Nie siłą, nie mocą naszą, lecz mocą Ducha Świętego.
- Ale przecież moja relacja z Panem Bogiem bywa taka piękna, bo jest przecież tak osobista, intymna, czy nie straci uroku, jeśli zacznę opowiadać o niej całemu światu? Czy tak wypada, żebym zdradzała wszystkim to, co Bóg do mnie mówi? Ufam Ci, Panie, jeśli to pragnienie pochodzi od Ciebie i powołujesz mnie do tego -daj mi proszę znać.

Msza trwała dalej. Porzuciłam temat, odstawiając go nieco na bok, by skupić się całkowicie na mszy. Podczas kazania ksiądz powiedział mniej więcej takie słowa: „Nasze doświadczenia duchowe nie są tylko dla nas samych. Nie mogą być tylko czymś prywatnym, osobistym. Musimy dzielić się swoją wiarą z innymi, dawać im przykład. Na takiej zasadzie powinna działać wspólnota Kościoła.” Pomyślałam: „Dobrze”, ciesząc się, że odpowiedź nadeszła tak szybko. Nie zastanawiałam się dłużej intencjonalnie nad tym, ale w pewnym momencie w mojej głowie zaczęły się układać różne zdania. Po kilku sekundach wiedziałam, jak mniej więcej powinien wyglądać początek. Ksiądz Pawlukiewicz powiedział w swojej konferencji o powołaniu, że Bóg powołuje tych, którzy się nie nadają. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu na te słowa i przyjęłam to pragnienie całym sercem. Przecież będę się uczyła. Z każdym zdaniem. Każdego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz